Saturday, October 6, 2012

Harry VII - golldfish

Odskoczyłam od Ollyego. Co ja najlepszego wyrabiam? Czy ja na prawdę pragnę zepsuć przyjaźń? Ale to wszystko wina Stylesa, jakby nie patrzeć to on spojrzał na mnie tamtym wzrokiem. O wilku mowa. Harry zbliżał się do nas szybkim krokiem z wyraźną złością na twarzy. Wtedy nie raczył na mnie spojrzeć, a teraz nagle mnie szukał? Dziwne to wszystko. Poczuł jakiś rodzaj żalu. Spuściłam wzrok na podłogę. Z zaciekawieniem obserwowałam swoje czerwone vansy.
- Wszędzie was szukamy - powiedział chłopak.
Utkwiłam w nim swój wzrok. Harry spojrzał na mnie przelotnie, bez żadnego uczucia wypisanego na jego twarzy. Nie było cienia uśmiechu, ani złości. Była po prostu pustka i pewnego rodzaju ból. A może się przewidziałam?
Harry odchrząknął cicho, zwracając tym samym uwagę, że zamierza coś powiedzieć.
- Chcieliśmy wiedzieć czy wracacie z nami do hotelu, czy jedziecie sami - końcówkę dokończył smutnym głosem, chyba, że się przesłyszałam.
Spojrzałam w jego twarz i ujrzałam jakby nieme bałaganie. Zignorowałam to.
Spojrzałam na Ollyego. Jego wzrok wbity w podłogę świadczył o tym, że też wolałby zapomnieć o tym zdarzeniu. Zastanawiałam się nad sensem słów Harrego. Bezpieczniej byłoby wrócić z chłopakami, niż z Ollym. Pierwszym i najważniejszym dowodem było to, że bałam się spojrzeć przyjacielowi w oczy.
- Chyba... Pojadę z wami - zwróciłam się do Harrego.
- A ty bro?
- Przejdę się - odpowiedział Olly i przeczesując włosy rękoma odszedł.
Z jednej strony odetchnęłam z ulgą, a z drugiej poczułam smutek. Czy Olly też mial zamiar mnie unikać? Czy tak miała się skończyć nasza przyjaźń?
Ruszyłam za Harrym, który jakby nabrał kolorów. Nie żałowałam tego, że zdecydowałam się pojechać z chłopakami. Mimo tego, że Harry wyglądał na szczęśliwego nie odezwał się do mnie ani jednym słowem. Przez całą drogę do hotelu Louis rozbawiał nas swoimi żartami. Czułam się tak jakbym od zawsze należała do ich paczki. Byli dla mnie jak drugi Olly. Myślenie o Ollym przyprawiało mnie o malutkie rumieńce na twarzy i smutek w głębi. Nie chciałam niszczyć tej przyjaźni. Znaliśmy się tak długo i ten jeden niedoszły pocałunek miał wszystko przekreślić? Chciałabym cofnąć czas.
- Czym się smucisz? – szturchnął mnie Niall, obok którego siedziałam.
- Nie warte wspominania – odpowiedziałam i spuściłam głowę.
Poczułam rękę chłopaka, która objęła mnie w przyjaznym geście. Spojrzałam w jego roześmiane błękitne tęczówki. Zdecydowanie potrzebowałam bliskości kogoś. Nie ważne, kim by ta osoba była, byle nie Harry czy Olly. Przy nich byłam stracona.
- Dziękuję – wyszeptałam, a chłopak podał mi żelka Haribo.
Z uśmiechem na twarzy przyjęłam go. Wywołało to ogólny szok w samochodzie. Spojrzałam przelotnie na Stylesa, ale nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy, poza tym, że był rozbawiony żartami Louisa. Nie zwracał na mnie żadnej uwagi, czyli mogę uznać, że nic się nie zmieniło. Moje zmęczenie nie dawało o sobie zapomnieć, mimo tylu emocji dzisiejszego wieczoru.
Po powrocie do hotelu od razu rzuciłam się na łóżko, jakby tylko ono mogło pomóc ukoić wszystkie moje problemy. Próbowałam zasnąć, ale nagle poczułam się rozbudzona. Łóżko pochłonęło moją senność, a zostawiło moją głowę pełną myśli. Mój pierwszy dzień tutaj to była totalna klapa, która przewróciła moje życie do góry nogami. Sama nie wiedziałam już, na czym stoję i zaczynałam powoli żałować. że moja noga znalazła się w tej głupiej Ameryce! Czy nie byłoby prościej zostać w UK i nie przeżyć tego, co tutaj? Zdecydowanie byłoby najlepiej. Z cichym westchnieniem wstałam z łóżka i wyszłam na taras. Oddychałam nowojorskim powietrzem. Jego chłód, który przez moje nozdrza dostawał się do płuc, dawał przyjemne zimno zarówno mojemu ciału jak i umysłowi. Zachwycałam się krajobrazem, który rozpościerał się przede mną. Było coś koło północy, a ten widok zapierał mi dech w piersiach. Nie był to mój ukochany Londyn czy Polska, ale muszę przyznać, że to miejsce miało coś w sobie. Oparłam się o barierkę, a moje oczy przyzwyczaiły się do mroku do tego stopnia, że mogłam już rozpoznać większość kształtów.
- Psss. - Hałas dochodził z dołu, jednak zamyślona nie zwróciłam na to uwagi.
- Ola - szeptem krzyknęła osoba, a ja jak w transie spoglądałam na Nowy Jork nocą.
- OLA - dopiero głośny krzyk mojego rozmówcy wyrwał mnie z otępienia i sprawił, że spoglądnęłam w tamtą stronę.
 Uśmiechnęłam się, licząc na to, że chłopak to dostrzeże, mimo dzielącej nas odległości. Stało się jednak inaczej, bo po chwili zniknął ze swojego balkonu. A ja zapatrzyłam się na Empire State Building. W głowie przelewały mi się myśli o poranku. Może Harry jest zły, że go w pewnym sensie odrzuciłam? Na wspomnienie jego kręconych włosów i zielonych oczu, sam uśmiech pchał mi się na usta. Zastanawiało mnie zachowanie chłopaka. Jeden dzień a przyzwyczaiłam się do tego zimnego spojrzenia skierowanego do mnie właściwie bez żadnego powodu. A gdy byłam tam z Ollym popełniając błąd swojego życia raptem Harry zaszczycił mnie spojrzeniem. Pokręcone to wszystko!
Po chwili usłyszałam hałas dochodzący z dołu. Wrócił! Moje serce przyspieszyło nieznacznie. Trzymał coś w ręku, jednak trudno mi było określić, co to jest. Po chwili jakiś bliżej nieokreślony kształt znalazł się koło mnie. Zrozumiałam, co chłopak trzymał w ręku. Najzwyklejsze balony! Puszczał jeden po drugim w niebo. Ślicznie to wyglądało. Szybujące balony na tle Nowego Jorku. Zupełnie jak marzenia, które tak szybko uciekają, że nie potrafimy ich dogonić. Chwilę potem poczułam lekkie uderzenie w ramię. Rozejrzałam się, jednak nikogo nie było. Spojrzałam w dół. On pokazywał mi palcem na dół. Wychyliłam się przez balkon spoglądając w dół zatłoczonej ulicy, mimo późnej pory.

3 comments: